Chrust czy faworki jak je tam kto zwie, jak dla mnie najpyszniejsze ciastka na świecie, zagościły dzisiaj na naszych stołach. Dlaczego choć są proste w przygotowaniu i smaczne raczej nie smaży się ich poza tłustym czwartkiem? O ile pączki przyjęło się jadać przez cały rok, to chrust tylko jeden dzień w roku. Odpowiedź jest zawsze taka sama: bo taka tradycja. Ale dlaczego?
Żeby to zobrazować trzeba by najpierw opowiedzieć o tym jak dawniej wyglądał następujący po karnawale post. Nie od parady zwany Wielkim Postem, bo to naprawdę był post! Nasi przodkowie w tym okresie starali się wyrzekać zabaw i hulanek: balów, uczt itp. Ostro też zmieniała się kuchnia. A więc post nie ograniczał się tylko do niejedzenia mięsa w piątki. Przez cały okres postu rzadko jadano mięso, raczej zadowalano się rybami. W piątki oraz w Wielki Czwartek i Piątek jadano raz dziennie albo wcale. Nie spożywano przez cały okres postu: tłuszczy zwierzęcych, smalców, kiełbas, rosołów na mięsie, boczku; nie używano ani masła ani śmietany. No i oczywiście nie pieczono wtedy ciast, nie jadano słodyczy. Ciekawa jestem kto by dziś aż tak pościł? A co jadano w takim razie? Najczęściej kasze bez "omasty", podpłomyki i mace czyli niezakwaszone przaśne pieczywo, warzywa no i oczywiście żurek, który po raz ostatni na zakończenie postu gościł na stołach podczas Wielkanocnego śniadania. W Wielką Sobotę gliniany garnek, w którym przez cały post kiszono żurek, a którego nie myto !!!! rozbijano i zakopywano na polu co miało przynieść urodzaj, a gospodynie śpiewały przy tym taką piosenkę:
"Żegnaj nam już żegnaj Panie Żurowski
Niech wraz z Tobą odejdą wszystkie nasze troski
Żegnaj nam już żegnaj żureczku kochany,
Bo od dziś się wszyscy smacznie objadamy"
Słowa o odchodzących troskach miały sugerować koniec postnych postanowień i wyrzeczeń, do których dawniej przywiązywano ogromne znaczenie.Tak więc, kiedy karnawał się kończył, przez ostatnie kilka dni urządzano huczne zabawy, bale, maskarady i kuligi. Jadano obficie i tłusto. Wielką popularnością cieszyły się smażone ciastka a więc właśnie chrust i pączki, bo jedne i drugie się smaży nie piecze i to obowiązkowo na smalcu; nigdy na oleju! Do jednych i drugich daje się też masło i śmietanę, produkty których później przez sześć tygodni nie jadano. Gospodynie zużywały też w ten sposób zapas jedzenia, aby nie marnować żywności, bo nie wykorzystana podczas Ostatków śmietana czy smalec bez lodówki nie dotrwałaby do Wielkiej Niedzieli. Tak więc, zarówno pączki czy chrust wpisały się idealnie poprzez swój skład w menu Tłustego Czwartku.
W 1869 roku na Nowym Świecie w Warszawie Antoni Kazimierz Blikle, syn szwajcarskiego rzeźbiarza, odkupił cukiernię od cukiernika Michalskiego, u którego wcześniej terminował. Trzydzieści lat później, gdy rządy w firmie przejął syn Antoniego - Jerzy, cukiernia ta zyskała sławę właśnie dzięki pączkom. Wcześniej gospodynie raczej piekły je same w domach. Cukiernia Bliklego rozsławiła to ciastko w Europie ale i spowodowała jego produkcję na co dzień. Od tej pory przestał być pączek ciastkiem na Ostatki. Firma cukiernicza zaś, do dziś jest interesem rodzinnym Bliklów.
O ile pączek nie był już ciastkiem na ostatki, o tyle chrust tak. Dalej pojawiał się tylko w Tłusty Czwartek. Zapewne dlatego, że mimo stu swoich zalet ma jedną wadę: nie nadaje się do transportu, jest zbyt kruchy. Toteż cukiernicy, poza tłustym czwartkiem, go nie piekli, bo potencjalni nabywcy nie donieśliby go w całości do domu. I tak ekonomia spowodowała zachowanie się tradycyjnego, charakterystycznego tylko dla Ostatków wypieku. Ja tam jednak przymknę oko na tradycję i na pewno uraczę się chrustem kilka razy w roku.
Bardz ciekawy i smaczny post......
OdpowiedzUsuńSmacznego dnia :)
Często jadałam pączki od Bliklego - niestety stawały się ... coraz mniejsze :) . Z przykrością stwierdzam, że ich jakość też się pogorszyła .
OdpowiedzUsuńO naszych zwyczajach i tradycjach nigdy za mało , a faworki uwielbiam :):)